List wielebnej matki Marii od św. Eufemii, zakonnicy Kongregacji Jezusa i Maryi, do wielebnej matki przeoryszy Karmelu w Lisieux:
Przewielebna Matko!
Jest mi szczególnie miło, że mogę donieść o wielkiej łasce otrzymanej za przyczyną Waszej świętej siostry. W styczniu tego roku, podczas pobytu w Argentynie, dowiedziałem się, że jedna z naszych sióstr konwersek dnia 28 kwietnia 1923 r. została cudownie uzdrowiona przez św. Teresę od Dzieciątka Jezus. Ponieważ wiadomość o tej wielkiej łasce nie została dotąd podana do Karmelu w Lisieux, moi przełożeni polecili mi uczynić to jak najszybciej, aby fakt ten został ogłoszony na większą chwałę Boga i Jego uprzywilejowanego dziecięcia. Pragnę więc, powróciwszy do Francji, spłacić ten dług wdzięczności względem niebiańskiej dobrodziejki naszego zgromadzenia.
s. Maria od św. Eufemii, zakonnica Kongregacji Jezusa i Maryi
Lyon, 11 września 1932 r.
Opowiadanie cudownie uzdrowionej:
Ja, Carmen Gimenoy Arregai, w zakonie siostra Damiana, urodzona w Huesca, prowincji aragońskiej w Hiszpanii, a zamieszkała obecnie w Cordobie w Argentynie, zeznaję pod przysięgą, a wielebna matka przełożona oraz matka infirmerka zeznają wraz ze mną, że uzdrowienie moje nastąpiło w warunkach i okolicznościach przeze mnie opisanych.
W roku 1923 przebywałam w jednym z naszych domów w Buenos Aires jako kucharka i cieszyłam się doskonałym zdrowiem. 13 kwietnia obudziłam się z silnymi bólami w lewej nodze. Wezwany lekarz zbadał mnie, lecz nie odkrył przyczyny tych bólów, przepisał więc tylko środki uspokajające. Ostry ból jednak trwał.
Nazajutrz noga była w stanie zapalnym, czerwona jak purpura. Następne dni przyniosły pogorszenie. Kolano tak spuchło, że nie byłam w stanie poruszyć nim, a ropa zaczęła wypływać tak obficie, że przemoczyła nie tylko bandaże, lecz także prześcieradło i materac. Ból był okropny. Wtedy zwróciłam się do Teresity, prosząc, aby mnie uzdrowiła. Od wybuchu choroby gorączka dochodził do 40 st. C. Założono dren, który wchodził w ranę na 25 centymetrów. Zwitki gazy, które wyjmowano, były przesiąknięte ropą. Cierpiałam niesłychanie. Miało się wrażenie, że wszystkie mięśnie nogi są w rozkładzie, że również kość została zaatakowana. Lekarz na widok szybko postępującego zakażenia oświadczył, że kość trzeba skrobać, a gdyby zaczęła się gangrena, odjąć nogę.
Od pierwszych chwil choroby umieściłam na sercu obrazek Teresity, do której mam wielkie nabożeństwo. Słysząc, co mówi lekarz, modliłam się jeszcze usilniej, a w łączności z matką przełożoną i siostrami rozpoczęłam nowennę błagalną do naszej kochanej, czcigodnej Tereski. Nowenna ta miała zakończyć się 29 kwietnia w dzień jej beatyfikacji.
27 kwietnia na rozkaz lekarza przeniesiono mnie do szpitala, gdzie nazajutrz miała odbyć się operacja. Pokładałam całą moją nadzieję w "Teresicie" i ufałam, że uczyni coś dla mnie w dzień swej beatyfikacji, która miała nastąpić w Rzymie za 2 dni. Rzecz osobliwa, noc była spokojna, bezbolesna. Spałam dobrze. Po przebudzeniu spróbowałam poruszyć nogą i łatwo mi się to udało, bez żadnego cierpienia. Przeczuwałam, że potężna Teresita wysłuchała naszych próśb. W istocie zostałam uzdrowiona! Nic jednak nie powiedziałam pielęgniarce i pozwoliłam się przenieść do sali operacyjnej, było to 28 kwietnia. Wszystko stało w pogotowiu, a leżąc już na stole operacyjnym, ufałam w głębi duszy, że Bóg ukaże, jak wielką władze ma mała służebnica nad Jego Sercem.
Jakież było zdziwienie lekarza, chirurgów i ich pomocników, gdy po zdjęciu opatrunków ujrzeli nogę tak zdrową i jędrną, jak gdyby nigdy nie chorowała! Rany i blizny zniknęły, ciało odrosło, skóra się odnowiła, jednym słowem - noga była najzupełniej normalna. Cóż za niezwykły cud! Zdumiony i bardzo przejęty, choć niepraktykujący lekarz zasypał mnie pytaniami w obecności wszystkich obecnych:
- Ależ, moja siostro, cóż to się stało? Nie mamy nic do roboty przy nodze!
- Wzywałam Teresity z Lisieux, która jutro będzie beatyfikowana w Rzymie, i to ona, ona mnie uzdrowiła! - wykrzyknęłam z zapałem.
Odprowadzono mnie do mojej salki. Nie odczuwałam już żadnego bólu, doskonale zginałam kolano, gorączka znikła i byłabym biegała, gdyby nie zakaz lekarza, który nie chciał dać się przekonać i trzymał mnie dziesięć dni na obserwacji. Ale skoro tylko była sama, wyskakiwałam z łóżka i wprawiałam się bez trudności w chodzeniu. Lekarz pobierał mi jeszcze kilkakrotnie krew do zbadania. Analiza nie wykazała żadnego zakażenia i nareszcie uznano mnie za zupełnie uzdrowioną.
Ta wielka nowina rozniosła się po całym szpitalu. Przybywano, aby mnie zobaczyć, i wysławiano wielką potęgę błogosławionej Teresy przed Bogiem. Mój odjazd spowodował prawdziwą manifestację ku jej czci. Wydawano okrzyki entuzjazmu.
Dziewięć lat minęło od tego wydarzenia, a obecnie mam sześćdziesiąt lat. Od tamtego czasu nie zaprzestałam mego zajęcia przy kuchni, spędzając większą część dnia na nogach. Zawsze cieszyłam się wybornym zdrowiem, a noga - przedmiot cudownego wstawiennictwa Teresity - służy bez zarzutu.
Moja wdzięczność względem mej świętej opiekunki jest ogromna, mówię o niej wszystkim i rozszerzam jej chwałę, jak umiem. Wzywam jej nieustannie i tak jesteśmy ze sobą złączone, że raczy udzielać mi wszystkiego, o co ją proszę.
Obym mogła, przesyłając do Lisieux ten opis, spłacić choć w części mój dług wdzięczności. Pragnę, aby jego ogłoszenie posłużyło do wzmożenia ogólnej ufności ku świętej, która spełniła tak wspaniale swoją obietnicę, zsyłając deszcze róż. W dowód czego zeznajemy pod przysięgą i podpisujemy:
Cudownie uzdrowiona
siostra Damiana, zakonnica od Jezusa Maryi
Matka Maria od Świętej Nadziei,
Przełożona prowincji
Potwierdzam, że opis jest zgodny z prawdą. Byłam świadkiem przytoczonych faktów jako przełożona zgromadzenia, do którego należy siostra Damiana.
Matka Maria od św. Julii
Matka Maria della Strada,
infirmerka siostry Damiany
Cordoba, Argentyna, 28 stycznia 1932 r.
Opowiadanie cudownie uzdrowionej:
Ja, Carmen Gimenoy Arregai, w zakonie siostra Damiana, urodzona w Huesca, prowincji aragońskiej w Hiszpanii, a zamieszkała obecnie w Cordobie w Argentynie, zeznaję pod przysięgą, a wielebna matka przełożona oraz matka infirmerka zeznają wraz ze mną, że uzdrowienie moje nastąpiło w warunkach i okolicznościach przeze mnie opisanych.
W roku 1923 przebywałam w jednym z naszych domów w Buenos Aires jako kucharka i cieszyłam się doskonałym zdrowiem. 13 kwietnia obudziłam się z silnymi bólami w lewej nodze. Wezwany lekarz zbadał mnie, lecz nie odkrył przyczyny tych bólów, przepisał więc tylko środki uspokajające. Ostry ból jednak trwał.
Nazajutrz noga była w stanie zapalnym, czerwona jak purpura. Następne dni przyniosły pogorszenie. Kolano tak spuchło, że nie byłam w stanie poruszyć nim, a ropa zaczęła wypływać tak obficie, że przemoczyła nie tylko bandaże, lecz także prześcieradło i materac. Ból był okropny. Wtedy zwróciłam się do Teresity, prosząc, aby mnie uzdrowiła. Od wybuchu choroby gorączka dochodził do 40 st. C. Założono dren, który wchodził w ranę na 25 centymetrów. Zwitki gazy, które wyjmowano, były przesiąknięte ropą. Cierpiałam niesłychanie. Miało się wrażenie, że wszystkie mięśnie nogi są w rozkładzie, że również kość została zaatakowana. Lekarz na widok szybko postępującego zakażenia oświadczył, że kość trzeba skrobać, a gdyby zaczęła się gangrena, odjąć nogę.
Od pierwszych chwil choroby umieściłam na sercu obrazek Teresity, do której mam wielkie nabożeństwo. Słysząc, co mówi lekarz, modliłam się jeszcze usilniej, a w łączności z matką przełożoną i siostrami rozpoczęłam nowennę błagalną do naszej kochanej, czcigodnej Tereski. Nowenna ta miała zakończyć się 29 kwietnia w dzień jej beatyfikacji.
27 kwietnia na rozkaz lekarza przeniesiono mnie do szpitala, gdzie nazajutrz miała odbyć się operacja. Pokładałam całą moją nadzieję w "Teresicie" i ufałam, że uczyni coś dla mnie w dzień swej beatyfikacji, która miała nastąpić w Rzymie za 2 dni. Rzecz osobliwa, noc była spokojna, bezbolesna. Spałam dobrze. Po przebudzeniu spróbowałam poruszyć nogą i łatwo mi się to udało, bez żadnego cierpienia. Przeczuwałam, że potężna Teresita wysłuchała naszych próśb. W istocie zostałam uzdrowiona! Nic jednak nie powiedziałam pielęgniarce i pozwoliłam się przenieść do sali operacyjnej, było to 28 kwietnia. Wszystko stało w pogotowiu, a leżąc już na stole operacyjnym, ufałam w głębi duszy, że Bóg ukaże, jak wielką władze ma mała służebnica nad Jego Sercem.
Jakież było zdziwienie lekarza, chirurgów i ich pomocników, gdy po zdjęciu opatrunków ujrzeli nogę tak zdrową i jędrną, jak gdyby nigdy nie chorowała! Rany i blizny zniknęły, ciało odrosło, skóra się odnowiła, jednym słowem - noga była najzupełniej normalna. Cóż za niezwykły cud! Zdumiony i bardzo przejęty, choć niepraktykujący lekarz zasypał mnie pytaniami w obecności wszystkich obecnych:
- Ależ, moja siostro, cóż to się stało? Nie mamy nic do roboty przy nodze!
- Wzywałam Teresity z Lisieux, która jutro będzie beatyfikowana w Rzymie, i to ona, ona mnie uzdrowiła! - wykrzyknęłam z zapałem.
Odprowadzono mnie do mojej salki. Nie odczuwałam już żadnego bólu, doskonale zginałam kolano, gorączka znikła i byłabym biegała, gdyby nie zakaz lekarza, który nie chciał dać się przekonać i trzymał mnie dziesięć dni na obserwacji. Ale skoro tylko była sama, wyskakiwałam z łóżka i wprawiałam się bez trudności w chodzeniu. Lekarz pobierał mi jeszcze kilkakrotnie krew do zbadania. Analiza nie wykazała żadnego zakażenia i nareszcie uznano mnie za zupełnie uzdrowioną.
Ta wielka nowina rozniosła się po całym szpitalu. Przybywano, aby mnie zobaczyć, i wysławiano wielką potęgę błogosławionej Teresy przed Bogiem. Mój odjazd spowodował prawdziwą manifestację ku jej czci. Wydawano okrzyki entuzjazmu.
Dziewięć lat minęło od tego wydarzenia, a obecnie mam sześćdziesiąt lat. Od tamtego czasu nie zaprzestałam mego zajęcia przy kuchni, spędzając większą część dnia na nogach. Zawsze cieszyłam się wybornym zdrowiem, a noga - przedmiot cudownego wstawiennictwa Teresity - służy bez zarzutu.
Moja wdzięczność względem mej świętej opiekunki jest ogromna, mówię o niej wszystkim i rozszerzam jej chwałę, jak umiem. Wzywam jej nieustannie i tak jesteśmy ze sobą złączone, że raczy udzielać mi wszystkiego, o co ją proszę.
Obym mogła, przesyłając do Lisieux ten opis, spłacić choć w części mój dług wdzięczności. Pragnę, aby jego ogłoszenie posłużyło do wzmożenia ogólnej ufności ku świętej, która spełniła tak wspaniale swoją obietnicę, zsyłając deszcze róż. W dowód czego zeznajemy pod przysięgą i podpisujemy:
Cudownie uzdrowiona
siostra Damiana, zakonnica od Jezusa Maryi
Matka Maria od Świętej Nadziei,
Przełożona prowincji
Potwierdzam, że opis jest zgodny z prawdą. Byłam świadkiem przytoczonych faktów jako przełożona zgromadzenia, do którego należy siostra Damiana.
Matka Maria od św. Julii
Matka Maria della Strada,
infirmerka siostry Damiany
Cordoba, Argentyna, 28 stycznia 1932 r.
W: Cuda i łaski św. Teresy z Lisieux, Wyd. Rosemaria, Poznań 2012.