Łaski - Było południe

W czerwcu 1992 r. moja mama zachorowała na jakąś straszną chorobę. Jej twarz od brwi do szyi miała kolor purpurowy i pokryta była ropnymi krostami. Poza tym na powiece zrobiła się jej gradówka wielkości małej fasoli. Nawet w ustach po wewnętrznej stronie policzków były liczne krosty. Przez 2 miesiące 5 lekarzy ze szpitala wojskowego w Warszawie nie mogło dać sobie z tym rady. Mama, która była kiedyś piękną kobietą, królową balów, teraz bardzo cierpiała z powodu tak strasznego wyglądu. Pewnego dnia musiałyśmy jednak załatwić jakąś ważną sprawę w okolicy Placu Trzech Krzyży. Po drodze wstąpiłyśmy do kościoła św. Aleksandra. Było południe, kościół był prawie pusty. Z ciężkim sercem uklękłyśmy przed Cudownym Obrazem św. Tereni. Aż krzyknęłam ze zdumienia, kiedy po wyjściu z kościoła spojrzałam na mamę. Jej twarz była teraz bardzo blada, a jątrzące się krosty były wysuszone, jak gdyby przysypane grubą warstwą pudru. W ciągu kilku dalszych dni nawet gradówka sama zniknęła, a moja 80-kilkuletnia mama wyglądała jak 30-paroletnia piękna kobieta.
Lekarze, którzy mamę leczyli, zwoływali się wzajemnie nie mogąc uwierzyć własnym oczom.

Córka


Magazyn Jezus Żyje!