Znak obecności

Dobrze wie, czym jest cierpienie. Jej mąż omal nie zginął w wypadku, córka cierpiała na białaczkę. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Izabela Drobotowicz-Orkisz - aktorka i reżyser teatralny, założycielka Teatru Hagiograficznego im. św. Teresy z Lisieux - od wielu lat czuje duchową więź łączącą ją z "małą Tereską". - Święta Tereska jest obecna w życiu całej mojej rodziny. W wielu momentach życia odczuwam Jej obecność, pomoc i Jej przewodnictwo ku Panu Bogu - mówi aktorka.

- W 1996 r. w Rzymie odbywała się prapremiera mojego monodramu "Zamieszkać z Tobą", powstałego na podstawie "Dziejów duszy" św. Teresy z Lisieux. Przygotowałam go na rocznicę narodzin dla nieba - opowiada Izabela Drobotowicz-Orkisz. - Nad prapremierą krakowską pracowałam w klasztorze oo. Karmelitów bosych na Rakowickiej. Właśnie robiłam drugą próbę generalną w kaplicy, kiedy podszedł do mnie jeden z braci, mówiąc, że jest do mnie pilny telefon. Okazało się, że mój mąż, jadąc na koncert do Łodzi, omal nie zginął w wypadku. Po czołowym zderzeniu samochód nadawał się tylko do kasacji, a on doznał jedynie drobnych obrażeń i pęknięcia kości łonowej. Lekarze byli zdziwieni, że po 6 tygodniach był już na nogach i koncertował dalej. Co więcej - moja premiera odbyła się w ustalonym wcześniej czasie.

Nadziei biały puch
- Półtora roku później - w maju - zdobyłam nagrodę za film nakręcony według monodramu i zostałam "pasowana" na reżysera filmowego. Podpisałam potem wspaniały kontrakt na cykl filmów "Człowiek - miłość - rodzina". Kiedy rozpoczynałam jego realizację, okazało się, że nasze średnie dziecko - 12-letnia Weronika jest śmiertelnie chora na białaczkę. Podczas chemii straciła wszystkie włosy i utyła, ale nadal była piękną dziewczynką, zachwycającą wszystkich odwagą w znoszeniu choroby. Z kapelanem szpitala w Prokocimiu ks. Lucjanem Szczepaniakiem SCJ, ustalaliśmy dzień bierzmowania Weroniki. Kapelan miał bowiem prawo sam go jej udzielić. Weronika wybrała imię św. Teresy z Lisieux, a dzień, który najbardziej nam pasował, to był 10 stycznia 1999 roku. Do dziś mam przed oczyma taki obraz: chora dziewczynka, w pięknym białym szalu zawiniętym na głowie, w anturażu Bożego Narodzenia w kaplicy przed znajdującym się tam koronowanym cudownym obrazem Matki Bożej Nieustającej Pomocy i cud obłóczynowy św. Teresy. 10 stycznia był przecież dniem Jej obłóczyn. W moim spektaklu przywołuję taki fragment, w którym św. Teresa mówi, że wreszcie nastąpiły oczekiwane obłóczyny "…ale było ciepło i szaro, nie miałam żadnej nadziei". Ale kiedy - po wspaniałej ceremonii wróciła do klauzury - zobaczyła śnieg. I tak też było 9 stycznia 1999 r. Kiedy zjeżdżała się nasza rodzina było ciepło i szaro, a rano w niedzielę cały świat pokryty był białymi poduchami prześlicznego białego, dziewiczego śniegu. Przez to przedziwne powtórzenie "cudu obłóczynowego" św. Tereska dała nam znak swojej obecności. Weronika wyzdrowiała. Dziś jest piękną 19-letnią panną, robi maturę w Liceum im. Nowodworskiego i często jest przez życie niejako przymuszana, by dawać świadectwo o tym, że wyzdrowiała i dodawać otuchy wielu osobom opowiadaniem na temat tego, co się stało.

"Niech się Pani weźmie za Małą Tereskę"
Izabela Drobotowicz-Orkisz ze świętą Tereską zaprzyjaźniła się poprzez teatr. - Kiedyś wiedziałam tylko tyle, że jest taka święta z różami i krzyżem. Kiedy odeszłam z gdańskiego Teatru Wybrzeże, chciałam spełnić swoje wielkie marzenie, osiągnąć "aktorski Mount Everest" tworząc monodram. Od wielu lat szukałam nań materiału. Przejrzałam masę pamiętników, najróżniejszych dokumentów i wciąż nie miałam żadnego pomysłu. Moja dobra znajoma - filolog i wykładowca KUL-u zwróciła mi wtedy uwagę na moje zafascynownie Karmelem, zrodzone podczas grania postaci Konstancji, zakonnicy, która jako pierwsza szła na szafot w spektaklu "Dialogi karmelitanek" Georgesa Bernanosa. "Powinnaś koniecznie zrobić monodram o św. Teresie z Avilla" - zawyrokowała.

Przewertowałam zatem trzy tomy jej dzieł, zaznaczyłam odpowiednie fragmenty i pojechałam po dobrą radę do zaprzyjaźnionego w owym czasie Karmelu w Orłowie. Był marzec 1996 r. Siedząca po drugiej stronie kraty matka Immaculata Adamska, powiedziała: "Dziecko, Wielka Teresa to już zawsze będzie wielką Teresą. Ale teraz wszyscy składają podpisy, żeby Mała Tereska została Doktorem Kościoła. Niechże się Pani weźmie za Małą Tereskę". Moja praca poszła zatem do szuflady, a ja dostałam "Dzieje duszy" i książkę o życiu św. Teresy z Lisieux. Zaczęłam je czytać i się załamałam. Teresa z Avilla była silną, kreatywną, niesamowitą kobietą, a teraz przyszło mi zająć się jakimś dziewczątkiem. Co ja mam tu do zagrania? O co w ogóle chodzi? - myślałam. Ale zobowiązanie podjęłam, więc walczyłam dalej. W rameczki stojące przy łóżku, obok mojego zdjęcia z moim malutkim dzieckiem wstawiłam sobie zdjęcie Tereski z jakiejś zakładki do książek. Dwa razy doznałam ataku śmiechu, wchodząc do sypialni i mówiąc do św. Tereski: "A ty co? Byłaś reżyserką, aktorką, to teraz powiedz mi, co mam z tym zrobić. Jak to wszystko ugryźć?" I to był nadzwyczajny, ozdrowieńczy śmiech. Tak na mnie zadziałała. Po dwóch czy trzech dniach już wiedziałam, co mam zrobić. Wzięłam ołówek do ręki i powybierałam najróżniejsze fragmenty. Skonsultowałam to potem z jednym karmelitą, który zajmuje się św. Tereską. "Dobrze pani używa ołówka. Proszę tak dalej" - odpowiedział.

Pojechałam z tymże tekstem do Rzymu sądząc, że wszystko jest już dopięte na ostatni guzik. Tymczasem na cztery dni przed prapremierą doznałam "iluminacji" i wiedziałam już, że muszę zmienić początek i zakończenie. Na nowo uczyłam się tekstu. Zmieniłam tekst i tak już potem zostało.

Jest mi najbliższa
Dzięki św. Teresce Izabela Drobotowicz-Orkisz założyła swój własny teatr. - Od 5 lat grałam Teresę i to ona mnie do tego nakłaniała, a ja krzyczałam do niej: "co ty sobie wyobrażasz?, mam założyć teatr jednej aktorki? Ani mi się śni. Przecież to już robię. Musisz mi kogoś dać" - mówi. - I właśnie wtedy spotkałam mojego kolegę ze szkoły teatralnej. Nasze drogi rozeszły się jeszcze w trakcie studiów, ale jego ścieżka zawodowa była podobna do mojej, z podobnych względów odszedł z teatru etatowego. W marcu 2001 r. prapremierą "Milenium. Misterium na dwa głosy o tysiącleciu polskiego chrześcijaństwa" wspólnie rozpoczęliśmy działalność Teatru Hagiograf im. św. Teresy z Lisieux. Przygotowując spektakle o świętych obcuję dziś z różnymi osobowościami, ale św. Tereska jest mi najbliższa. To ona jest podwaliną wszystkiego, co robię.

Po latach ze zdziwieniem odkryła również, że od najmłodszych lat św. Tereska była zawsze blisko niej. - W kościele w Tczewie, gdzie kształtowała się moja wiara i do którego prowadziła mnie moja babcia Frania, w ołtarzu są aż dwa wizerunki św. Teresy. Zdałam sobie sprawę z tego, że musiałam na nią patrzeć od wczesnego dzieciństwa. Pewnie od tamtego czasu już za mną "szła", bowiem w kościele oo. Kapucynów na Starym Mieście w Gdańsku, gdzie mieszkali moi drudzy dziadkowie i gdzie też od dzieciństwa bywałam, również był Jej wizerunek.

Małgorzata Pabis, hb

W: Cuda i łaski Boże, kwiecień 2005.