Łaski - Stań i chodź

Matka Bernarda szła z Siostrami do kościoła na Mszę św. 1 września 1939 roku we Włodzimierzu. Nagle posłyszały siostry złowrogie dźwięki niemieckiego samolotu; już nie było możliwości schronienia się. Padły pierwsze pociski na miasto. Posypały się odłamki, których jeden trafił matkę raniąc ciężko w prawy pośladek, wyrywając ciało. Pierwszym napotkanym wozem konnym odwieziono ranna do szpitala. Matka cierpiała bardzo, bo rana była wielka - sięgała średnicy 20 cm. Możliwości leczenia były znikome, bo brakowało lekarstw, środków opatrunkowych. Rana nie goiła się. Lekarz dokonał przeszczepu skóry, a więc nowy ból. Po tym zabiegu powstały komplikacje: pod przyrastającą skórą powtarzały się bolesne bąble. Matka utrzymywała nogę w pozycji przykurczonej szukając ulgi w cierpieniu. Z czasem żyły i ścięgna pod kolanami podkurczyły się i nogi nie można było wyprostować. Lekarz postanowił zastosować wyciąg. Matka bardzo się bała wyciągu. Była słaba, wyczerpana, ponieważ przez cały czas choroby nie mogła spać w nocy. W noc przed wyciągiem modliła się do św. Teresy od Dzieciątka Jezus, którą tak bardzo kochała, by jej pomogła i uczyniła wyciąg zbyteczny. I zasnęła w czasie modlitwy. Miała sen: Stanęły przy jej łóżku dwie zakonnice, jedną z nich była św. Teresa z Lisieux i mówi do matki: Wstań i chodź!" - Nie mogę wstać i chodzić bo mam podkurczoną nogę, odpowiada matka. Święta powtarza jeszcze dwa razy polecenie i z uśmiechem odchodzi. Matka przebudziła się i nie wiedziała co sądzić - czy to był sen czy jawa, tak wyraźne i mocne było przeżycie, ale znów zasnęła i spała do rana. Po przebudzeniu pamiętając polecenie świętej próbuje wstać: łatwo spuściła nogi bez najmniejszego bólu i stanęła na nich prosto; dla pewności wzięła do ręki stojący kostur obok łóżka i poszła do kuchni szpitalnej zmywać naczynia.

Rano przyszedł na salę lekarz, a spostrzegłszy puste łóżko matki, pyta chorych, gdzie jest siostra, na co chorzy mówią, że została cudownie uleczona w nocy i teraz zmywa naczynia w kuchni. Lekarz natychmiast udał się do kuchni i oniemiał ze zdziwienia. Chora, która od kilku miesięcy leżała w stanie ciężkim i bez pomocy drugiego człowieka nie mogła wstać z łóżka o kroku uczynić, a tu naraz wyzdrowiała i zmywa naczynia śmiejąc się radośnie! Po oględzinach stwierdził, że rana została zabliźniona, tylko maleńki środek tej blizny pozostał żywy, nie zaleczony, by świadczyć o interwencji Nieba! Zaraz też matka Bernarda opuściła szpital.

Wspomnienie siostry Klemensy Czerwińskiej o śp. matce Bernardzie Nakonowskiej, byłej Przełożonej Generalnej Zgromadzenia Sióstr św. Teresy od Dzieciątka Jezus.


Magazyn Jezus Żyje!