Łaski - „Modlitwa czyni cuda, tato”

Wiosną 1997 roku żarliwie modliłem się do Boga. Prosiłem Matkę Bożą, żeby — o ile tylko nie stoi na przeszkodzie mojego zbawienia — wstawiła się za mną w sprawie, która bardzo mi leżała na sercu. Nieważne, o co chodziło, i dlaczego tak mi na tym zależało. Ważne, że chciałem na powrót zjednoczyć się z Chrystusem.

Mimo gorących modłów czułem, że Najświętsza Pani nie jest w stanie w pełni mi pomóc, zważywszy na stan braku łaski, w jakim się wtedy znajdowałem. Doświadczałem tylu rozproszeń w czasie codziennego odmawiania różańca, że zdałem sobie sprawę, iż abym mógł otrzymać to, o co proszę, przede wszystkim powinienem uporać się z grzechem. Postanowiłem dokonać aktu pojednania i poświęcić się Niepokalanemu Sercu Maryi. Wiedziałem, że nie mogę tego uczynić o własnych siłach. Próbowałem — pełen ludzkiego zadufania — ale bezskutecznie. Z uporem trzymałem się jednej rzeczy: chciałem wiedzieć, czy moja modlitwa jest słyszana. Pozostawiałem Maryi ostateczną decyzję.

Wtedy wpadła mi w ręce broszurka, napisana przez ojca Putigana, o świętej Teresie z Lisieux, którą kiedyś przyniosłem z kościoła. Była w niej nowenna, którą odmawia się, powtarzając dwadzieścia cztery razy Chwała Ojcu. Rozpocząłem nowennę, prosząc świętą Teresę, żeby wstawiła się za mną do Pana i Matki Najświętszej, którą tak kochała. Ośmieliło mnie świadectwo ojca Putigana, mówiące, że Teresa przysyła kwiat na znak wysłuchania modlitwy. Więc i ja poprosiłem o znak róży. Przez dziewięć dni nowenny nic się nie wydarzyło. Ciągłe jeszcze nie odbyłem spowiedzi i nie dokonałem aktu oddania Maryi. Następnego dnia, siódmego czerwca, przypadało święto Niepokalanego Serca i pierwsza sobota miesiąca. Wziąłem córkę, która nie skończyła jeszcze wtedy siedmiu lat, do Sanktuarium Niepokalanego Poczęcia w Waszyngtonie. Odbyłem długą i dogłębną spowiedź. Ogarnęła mnie wielka ulga, że teraz mogę już przyjąć łaskę Najświętszego Sakramentu. Nie mogłem oprzeć się prośbom córeczki, która chciała przystąpić do pierwszej spowiedzi. Znała wszystkie modlitwy i rozróżniała dobro od zła, przystałem więc na to, dzięki czemu ten dzień stał się jeszcze bardziej pamiętny.

Ponieważ zrobiło się późno, nie zdążyliśmy na sobotnie nabożeństwo w kaplicy Niepokalanego Serca. Chciałem jednak dokonać aktu oddania i doszedłem do wniosku, że lepiej będzie zrobić to w większej ciszy. Po drodze zatrzymała nas jakaś kobieta, z podziwem mówiąc o tym, jaki wspaniały przykład daję córce, przystępując z nią razem do spowiedzi. Zważywszy na to, co przed chwilą wyznawałem, nie wydawało mi się, żebym był takim wspaniałym wzorem...

Widać jednak było, jak bardzo radośnie przeżywała to moja córeczka. Powiedziałem kobiecie, że bardzo jestem z córki dumny, i wyjawiłem, co mieliśmy w planie zaraz zrobić. Kobieta zapytała małej, czy chciałaby coś dostać od Matki Bożej. Nie musiała dwa razy powtarzać.

W kaplicy Niepokalanego Serca na poczesnym miejscu stała wędrująca figura Matki Boskiej Fatimskiej. Wtedy zaproponowała, żeby córka wybrała sobie jakieś kwiaty spośród tych, którymi przybrana była statua. Mała bardziej uradowałaby się tylko z kwiatów od samej Matki Bożej! Wybrała niewielki bukiecik. Podziękowaliśmy kobiecie, a ona przed odejściem poprosiła o modlitwę.

Kiedy córeczka odmawiała Zdrowaś Maryjo w intencji kobiety i swojej, ja dokonałem aktu oddania. Prosiłem Matkę Boską, żeby prowadziła mnie do swojego Syna i obiecywałem naśladować jej cnoty. Klęcząc u stóp figury, modliłem się jak dzieci z Fatimy, w Jej obecności. Czułem, że teraz, oczyszczony z grzechu, mogę się modlić o łaski Pańskie.

Po wyjściu z kaplicy byłem zachwycony tym wspaniałym dniem, bliskością Chrystusa, Maryi i mojej córeczki, która — podniósłszy swoje zielone oczka — podała mi bukiecik ze słowami: „Tatusiu, wybierz sobie jeden kwiatek”. Łzy zakręciły mi się w oczach, bo w dzień po zakończeniu nowenny, kiedy pojednałem się z Bogiem i stanąłem przed Jego Matką, otrzymałem znak. Mała Teresa, ukochana święta, spełniła moje życzenie, i to poprzez kwiat od samej Matki Bożej! Niebo czekało tylko, żebym otworzył serce. Wytłumaczyłem córeczce powód mojego wzruszenia. Popatrzyła na mnie i powiedziała coś, czego nigdy od niej nie słyszałem: „Modlitwa czyni cuda, tato”.

Święta Tereso od Dzieciątka Jezus, módl się za nami!

Michael, Wirginia

W: E. Ficocelli, Kwiatki świętej Tereski czyli deszcz róż, Kraków 2005.